Czy przekazy w mediach mainstreamowych na temat koronawirusa są obliczone na wywołanie paniki moralnej w społeczeństwie?



Panika moralna oznacza zjawisko nagłego rozprzestrzeniania się niepokoju społecznego, spowodowanego zagrożeniem istotnych dla społeczeństwa wartości1. Brytyjski socjolog Stanley Cohen już w 1972 podkreślał, jak znaczącą, negatywną rolę w powstawaniu paniki moralnej odgrywają media masowe, którym pisząc kolokwialnie „grzanie” danego tematu się opłaca, m.in. pod względem finansowym lub działania takie mogą wynikać z innych, ukrytych celów. W dzisiejszych czasach media opiniotwórcze o dużym zasięgu potrafią  za sprawą kilku przekazów telewizyjnych, radiowych, czy prasowych wytworzyć panikę, bazując na lękach społecznych. 

Doskonałym przykładem paniki moralnej, jest ta związana z koronawirusem, a za jej powstanie w sposób znaczący odpowiedzialne są media masowe lub tzw. media mainstreamowe. Pragnę w tym miejscu napisać, iż nie jestem lekarzem, dlatego nie chcę się koncentrować na zjawiskach czysto medycznych lub biologicznych, które wiążą się z rozprzestrzenianiem koronawirusa na całym świecie, ponieważ pisząc wprost – po prostu się na tym nie znam. W dalszej części tekstu przytoczę opinię niemieckiego profesora na temat koronawirusa, która znacząco różni się od tych wygłaszanych przez specjalistów w mediach mainstreamowych.

Media masowe, niezależnie od sympatii politycznych na początku roku zaczęły bardzo dużo uwagi poświęcać tematowi koronawirusa, nawet wówczas, kiedy w Polsce nie było ani jednej osoby zakażonej tym wirusem. Temat ten zaczął być „jedynką” praktycznie w każdym serwisie informacyjnym i bardzo często przytaczano słowa Ministra Szumowskiego, który twierdził, że „przyjście” tego wirusa do Polski jest tylko kwestią czasu. Można było odnieść wrażenie, że wszyscy z niecierpliwością na niego czekają, a gdy odnotowano pierwszy przypadek, w mediach mówiono tylko o nim. Wytworzyło to w społeczeństwie bardzo duży niepokój, bowiem ludzie rzeczywiście zaczęli obawiać się o swoje zdrowie i życie. Ponadto wiele nieodpowiedzialnych osób, zwłaszcza w przestrzeni internetowej zaczęło potęgować w ludziach strach i zachęcali ich np. do robienia zakupów na zapas, wypłacania wszystkich pieniędzy z banku i podejmowania działań podobnych do tych, które powinno się przedsięwziąć w czasie zbliżającej się wojny. Wówczas mogliśmy być świadkami dosyć niecodziennych sytuacji na przykład w marketach i innych sklepach wielkopowierzchniowych, jak wykupowanie wszystkich dostępnych towarów w taki sposób, że w sklepach pozostawały tylko puste półki.


W marcu zaczęło przybywać przypadków zakażonych koronawirusem i wówczas rząd zaczął podejmować kroki, których celem było ograniczenie kontaktów międzyludzkich. 12 marca decyzją ministrów oświaty, tj. Dariusza Piontkowskiego i Jarosława Gowina zamknięto żłobki, przedszkola, szkoły i uczelnie wyższe. Takie kroki uważam za słuszne, jednak rząd sukcesywnie zamykał kolejne zakłady pracy, kościoły, oraz zakazał wstępu do lasów, parków itp. Temat oczywiście cały czas nie schodził z pierwszych stron gazet i „jedynek” w serwisach informacyjnych. Powstawały specjalistyczne programy, w których m.in. lekarze udzielali porad i zaleceń dotyczących koronawirusa. Ponadto w szklanym okienku praktycznie codziennie mogliśmy oglądać wystąpienia Ministra Szumowskiego, który poważnym tonem oznajmiał, że stan jest bardzo poważny i „rekomendował” on coraz to nowsze zalecenia, m.in. te o obowiązku noszenia maseczek czy pozostawaniu w domu, jeżeli nie ma się poważanego powodu, aby go opuścić. Podczas jednej z marcowych konferencji Minister Szumowski raczył był stwierdzić, że liczba zakażonych pod koniec ówczesnego tygodnia może wynosić 10 tys. Takie informacje musiały przerazić obywateli naszego kraju. Zaczęliśmy bać się wychodzić z domu nawet do sklepów spożywczych, a jeśli już opuściliśmy miejsca swojego zamieszkania, to patrzyliśmy na siebie ze strachem, jak na potencjalnych nosicieli wirusa. Strach i przerażenie w społeczeństwie narastało; czekaliśmy na nadejście najgorszego. 2 miesiące od tego czasu można  zaryzykować stwierdzenie, że chyba niesłusznie. 
Stan zakażonych w Polsce pod koniec drugiej połowy maja wynosił około 18 tysięcy i do tego czasu z powodu koronawirusa lub chorób „współtowarzyszących” zginęło około 900 osób.
Dane dotyczące zachorowań na COVID-19 w Polsce (stan na: 16.05.2020], źródło: Wikipedia 

Warto w tym miejscu pochylić się nad liczbą zgonów spowodowanych koronawirusem. W bardzo wielu przypadkach śmiertelnych podaje się, że zakażone osoby posiadały choroby współtowarzyszące. Wielu specjalistów i lekarzy, którzy jakimś dziwnym trafem nie są zapraszani do mainstreamowych mediów twierdzą, że śmiertelność na koronawirusa niewiele różnie się od śmiertelności wynikającej z powikłań pogrypowych. Ponadto twierdzą oni, że liczba zgonów na tego wirusa może nie być do końca prawdziwa, ponieważ jako „zgon na koronawirusa” odnotowuje się na przykład śmierć osoby, która byłą chora na jakąś inną chorobę, ale posiadała koronawirusa, który mógł mieć wpływ lub nie na śmierć takiej osoby. 
Profesor medycyny Klaus Püschel, szef hamburskiego instytutu medycyny sądowej na przełomie marca i kwietnia przeprowadził 65 sekcji zwłok pacjentów zmarłych wskutek zarażenia SARS-CoV-2. Co się okazało? Żaden ze zmarłych nie chorował jedynie na COVID-19! Zmarli cierpieli wcześniej na choroby takie jak nowotwór, miażdżyca, problemy z sercem i krążeniem, nadciśnienie itp. Więcej na temat badań profesora Püschela znajdziecie tutaj. Pomimo tego, codziennie przychodzą do nas informacje z całego świata o kolejnych przypadkach śmiertelnych w związku z zakażeniem koronawirusem. Czy dane te w kontekście przeprowadzonych badań przez niemieckiego profesora są wiarygodne i rzetelne? Odpowiedzcie sobie sami. Ponadto profesor Klaus Püschel na łamach "Hamburger Morgenpost" stwierdził: 

"Ten wirus wpływa na nasze życie w całkowicie przesadny sposób. Nie ma to żadnego związku z niebezpieczeństwem, jakie stwarza. Astronomicznych szkód gospodarczych, które teraz powstają, nie da się porównać z faktycznym zagrożeniem z jego strony. Jestem przekonany, że śmiertelność z powodu koronawirusa nie będzie w rocznym ujęciu widoczna nawet w swym szczycie”  źródło:  DoRzeczy

Nie chciałbym się jednak wypowiadać na tematy medyczne, ponieważ tak jak wskazałem na początku nie jestem lekarzem, ale czy nie wydaje Ci się Drogi Czytelniku, że w mediach, pisząc kolokwialnie całkowicie nie przebijają się tego typu opinie, jak profesora Püschela? Specjalistów, czyli lekarzy i epidemiologów, którzy mają podobne zdanie do przytoczonego wcześniej profesora jest znacznie więcej, jednak nie wiedzieć czemu nie zaprasza się ich do mediów mainstreamowych. Zamiast tego praktycznie codziennie zalewają nas informacje, takie jak nowe przypadki zakażonych czy zgonów, tak jakby komuś zależało, abyśmy cały czas żyli w strachu. 
Oczywiście tak jak wiele razy powtarzałem, nie jestem lekarzem, dlatego nie wiem, czy koronawirus jest groźny. Może jednak zastanawiać, dlaczego Minister Szumowski raz mówił, że "brak maseczki na twarzy to objaw egoizmu", a później, "nie noszę maseczki ani rękawiczek, bo nie mam objawów"? W dodatku chyba wszyscy pamiętamy obchody 10-tej rocznicy smoleńskiej katastrofy, kiedy to najważniejsi przedstawiciele PiS-u, w tym Jarosław Kaczyński swobodnie przemieszczali się bez maseczek oraz byli oddaleni od siebie na nieprzepisową odległość. Opisywane zdarzenia miało miejsce około miesiąc po tym, kiedy pierwszy raz zamknięto szkoły, przedszkole, uczelnie itp. Minister Szumowski twierdził, że trzeba uważać na koronawirusa (z czym się zgadzam) oraz bezwarunkowo stosować się do zaleceń rządu, tj. nosić maseczki i zachowywać tzw. dystans społeczny. Dlaczego zatem jego koledzy nie zastosowali się do jego rekomendacji? Czyżby koronawirus nie był tak groźny w taki sposób, jak jest ton przedstawiany w mediach? Znowu musicie odpowiedzieć sobie sami. Obserwując poczynania rządu i Ministra Szumowskiego w tej kwestii mam coraz częściej dysonans poznawczy..
Screen z relacji TVN obchodów 10 rocznicy katastrofy w Smoleńsu, źródło: wyborcza.pl
Czy działania mediów w przekazywaniu informacji o koronawirusie wytworzyły w społeczeństwie panikę moralną? Moim zdaniem jak najbardziej. To właśnie za ich pośrednictwem przekazywano coraz to nowsze infomracje na jego temat, których część jak, się okazało było nieprawdziwych, tak jak było to w przypadku przewidywań Ministra Szumowskiego na temat liczby zakażonych w Polsce. Polacy zaczęli realnie obawiać się o swoje życie i zdrowie, a także podejmowali działania takie jak robienie zapasów na kilka miesięcy. Ponadto temat koronawirusa był „grzany” non stop, więc ludzie myśleli tylko o nim. W związku z tym powstało również wiele negatywnych zjawisk, takich jak donoszenie na policję o przypadkach osób, które nie stosują się do nakazów rządu, takich jak noszenie maseczek czy opuszczanie domu bez wyraźnego celu. 
Oczywiście nie chcę być źle odebranym; o zdrowie dbać trzeba, jednak działania mediów w bardzo negatywny sposób wpłynęły na kondycję psychiczną naszego społeczeństwa przyczyniając się do powstawania w nim strachu. Zaczęliśmy się bać oraz patrzeć na siebie podejrzliwym wzrokiem. Zdrowy rozsądek - jak najbardziej, jednak nie można napisać, że kierowały się nim media, które swoimi działaniami doprowadziły do powstania w narodzie paniki moralnej. Czy przekazy w mediach i działania rządu wynikały tylko z troski o nasze zdrowie? A może komuś zależy, abyśmy się bali, gdyż wtedy będzie łatwiej nami sterować? Czas pokaże… 

WEŹ UDZIAŁ W SONDZIE:

Jeśli doceniasz moją pracę i chciałbyś więcej tego typu tekstów, możesz mnie wesprzeć wpłacając symboliczną złótówkę, będę bardzo wdzięczny! :)



1 Panika moralna, [hasło w:] Wikipedia [online], dostępna w Internecie: https://pl.wikipedia.org/wiki/Panika_moralna [dostęp: 12.05.2020] 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy wkrótce wszyscy będziemy inwigilowani za pomocą urządzeń technologicznych?

Prezydent Andrzej Duda chce wpisać członkostwo Polski w "wyimaginowanej wspólnocie" do Konstytucji

Dlaczego ustawa 447 stanowi ogromne zagrożenie dla polskiej racji stanu?