15 lat Polski w Unii, czy Unii w Polsce?




1 maja 2004 roku na mocy traktatu akcesyjnego podpisanego 16 kwietnia 2003 roku w Atenach stanowiącego prawną podstawę do akcesji, Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. Mija zatem 15 lat od wydarzenia, które uważane jest za przełomowy moment w historii wolnej Polski. Jaki jest zatem bilans zysków i strat naszego członkostwa w tejże Wspólnocie?
Cofnijmy się trochę w czasie, do roku 2003, gdyż wówczas miało miejsce referendum ogólnokrajowe w sprawie przystąpienia Polski do UE i ratyfikacji traktatu ateńskiego. Polakom zadano wtedy pytanie, które przewidywało dwie odpowiedzi: „TAK” lub „NIE”, a brzmiało ono następująco: „Czy wyraża Pani/Pan zgodę na przystąpienie Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej”? Przy frekwencji wynoszącej 58,85%, na TAK było blisko 78% osób biorących udział w referendum, natomiast przeciw przystąpienia do Unii było 22% Polaków. Nic dziwnego, że zdecydowana większość obywateli zagłosowała za, ponieważ toczyła się wówczas zakrojona na szeroką skalę kampania agitująca za dołączeniem do wspólnoty, a osoby, które domagały się rzeczowej i rzetelnej dyskusji odsądzano od czci i wiary. Nie tak dawno przypomniał mi się jeden z odcinków serialu pod tytułem „Rodzina Zastępcza”, który kręcony był w tym roku, kiedy miało odbyć się referendum. Pamiętacie może postać cioci Jadzi graną w tym serialu przez Hannę Śleszyńską? Była to prosta kobieta ze wsi, która jako jedyna nie chciała się dać przekonać do przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Nie bez powodu o tym wspominam, ponieważ wówczas ludzi kwestionujących i mających wątpliwości co do akcesji do wspólnoty traktowano zazwyczaj jako ludzi nienowoczesnych i zaściankowych. Andrzej Lepper w Parlamencie Europejskim drżącym głosem wygłosił swoje słynne już przemówienie, w którym stwierdził, iż „Przystępując do Unii interesuje nas pełne partnerstwo. Jeżeli Polska zostanie wcielona na zasadach braku partnerstwa, to Polakom nie zabraknie odwagi i determinacji, by wystąpić z Unii Europejskiej”. Ówczesne media w każdy możliwy sposób dyskredytowały postać Andrzeja Leppera, ośmieszały oraz organizowały różnego rodzaju prowokacje i ataki w niego wymierzone, a jak skończył  lider Samoobrony, wszyscy dobrze wiemy. Jednak jest to historia na osobny artykuł. Wróćmy do sedna. Czy przez te 15 lat Polska tak naprawdę dużo zyskała przystępując do Unii Europejskiej? Jej zwolennicy z chęcią operują liczbami wskazującymi, iż w tym okresie uzyskaliśmy „na czysto” ponad 440 mld zł. W dużej mierze faktycznie, na przestrzeni lat widać, że nasz kraj zmienia się pod względem ekonomicznym i krajobrazowym, ponieważ w ciągu tych lat powstało wiele dróg, autostrad, orlików i placów zabaw. Szkoda tylko, że na tych wszystkich białych tabliczkach, na których widnieje napis „projekt współfinansowany ze środków UE” nie jest dopisane, iż Polska również wpłaca do niej hałdy pieniędzy. Ponadto, w dużej mierze większość z tych budowli została stworzona przez obcych podwykonawców i z zagranicznych materiałów, nie dając szansy zarobić naszym rodzimym przedsiębiorcom.
            Wielki polski poeta Jan Kochanowski pisał „Ale kto ma pieniądze, ten ma wszystko w ręku: Jego władza, jego prawa i urzędy”. Tak pokrótce można streścić obecną sytuację panującą na tzw. szczytach UE. Europejski Bank Centralny, który jest odpowiedzialny za emisję waluty euro nie bez znaczenia mieści się we Frankfurcie nad Menem. Niemcy mając możliwość produkcji pieniędzy mogą wywierać znaczący wpływ na funkcjonowanie całej Wspólnoty oraz stały się jej głównym hegemonem. Grzegorz Braun w jednym z programów telewizyjnych stwierdził nawet, iż Unia Europejska, nazywana przez niego „Eurokołchozem” jest realizacją niemieckiej racji stanu oraz mają one prawo kontrasygnaty wszystkich praw w nim stanowionych. Z Komisji Europejskiej płyną co rusz nowe rozporządzenia zobowiązujące wszystkie Państwa Członkowskie do wprowadzenia w nich określonych praw. Tak się składa, iż są one zazwyczaj po myśli państw tzw. Starej Unii, czy to pod względem ekonomicznym, czy poprawności politycznej. Nie tak dawno wielkie emocji wzbudziła dyrektywa tzw. ACTA 2, którą niektórzy uważają za jawną cenzurę, natomiast drudzy widzą w niej narzędzie stworzone dla zarobku wielkich koncernów. Na próżno również doszukiwać się tzw. solidarności europejskiej głoszonej przez zwolenników UE, gdyż dla przykładu, ponad naszymi głowami Niemcy budują gazociąg Nord Stream II, który jawnie przeciwstawia się interesom polski.  Ponadto wiele, często bezsensownych rozporządzeń kierowanych jest do Państw Członkowskich, aby wdrożyły one je u siebie, dając możliwość zarobku wielkim korporacjom czy firmom. Możemy sobie tylko wyobrazić, jakim naciskom ze strony lobbystów podlegają członkowie Komisji Europejskiej, aby zrobić z marchewki owoc, rybę ze ślimaka oraz przekonać o szkodliwości żarówki rtęciowej. Przyjrzymy się również sytuacji polskich przedsiębiorstw i rolników. Zagraniczne sklepy wielkopowierzchniowe powstają w Polsce jak grzyby po deszczu uniemożliwiając tym samym możliwość rozwoju dla przedsiębiorczych Polaków. Co więcej, najczęściej reprezentują one obce kapitały, m.in. Francji, Niemiec czy Portugalii, a na domiar złego artykuły w nich sprzedawane również pochodzą z tychże krajów. Trudno się dziwić, iż nie tak dawno polscy rolnicy protestowali przeciwko obecnej sytuacji, w której nie opłaca im się produkować żywność, ponieważ przegrywają konkurencję z europejskimi gigantami.
            Nie bez powodu wspomniałem powyżej o tzw. poprawności politycznej, ponieważ to, co teraz obserwujemy w krajach takich jak Niemcy czy Francja może przyprawiać o zawrót głowy. Panująca w tychże krajach polityka poprawności zabrania np. nazywania mieszkańców kontynentu afrykańskiego inaczej niż afroamerykaninami, a ustąpienie miejsca kobiecie w tramwaju może zostać odczytane jako przejaw seksizmu. Ponadto zakrojona na szeroką skalę propaganda LGBT ma na celu stopniową demoralizację społeczeństwa, odstąpienie od wartości chrześcijańskich i zasad moralnych. Lesbijki, geje, biseksualiści i transseksualiści będąc mniejszością coraz natarczywiej domagają się uznania swoich praw, bezwstydnie maszerując często w wyuzdanych strojach po ulicach europejskich miast, demoralizując przy tym niczemu niewinnych ludzi. Tak jak wspomniałem wcześniej ma to doprowadzić do całkowitego wypaczenia pojęcia rodziny, ponieważ rzeczone środowisko żąda możliwości zalegalizowania swojego związku. Psychologiczna technika tzw. stopy w drzwiach lub etapowania (o którym mówił wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej) ma na końcu doprowadzić do adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Natomiast polityka otwartych drzwi dla imigrantów Angeli Merkel zaowocowała tym, iż na ulicach wielu niemieckich miast wielu ludzi boi się wychodzić po zmroku, a we wspomnianych Niemczech czy Francji tworzą się różnego rodzaju gangi i getta osób, którzy nie chcą pracować i przyjechali tylko do tych krajów po zasiłki socjalne. Polskę natomiast próbowano ukarać za to, iż nie chcieliśmy przyjąć narzuconym nam z góry kwotowo imigrantów, a sam przewodniczący Rady Europejskiej raczył był stwierdzić, iż „będzie się to wiązało z nieuchronnymi konsekwencjami”. Zaobserwować można coraz częstsze ataki na wartości takie jak wiara czy rodzina w imię szeroko pojętej wolności. Dlaczego o tym wszystkim piszę? A no dlatego, iż przystępując do Unii Europejskiej przystępowaliśmy do tzw. Europy Ojczyzn, koncepcji rozwiniętej i propagowanej przez Charles’a de Gaulle’a i innych „Ojców Założycieli” w której rządzi prawo rzymskie, religia chrześcijańska i filozofia grecka. Obecnie propaguje się koncepcję federalistycznej integracji na kontynencie europejskim. Nie jest to żadnego rodzaju teoria spiskowa dziejów, lecz już praktyka spiskowa, ponieważ Angela Merkel powiedziała wprost, iż „(…)państwa narodowe powinny być gotowe do oddania swojej suwerenności”. Takie zabiegi mają na celu doprowadzić do porzucenia swojej tożsamości narodowej i stworzenia jednego superpaństwa, którego władza i najważniejsze instytucje są scentralizowane.
            W Polsce dominują trzy, a tak naprawdę dwa sposoby postrzegania Unii Europejskiej, do których należą: euroentuzjazm, eurorealizm i eurosceptycyzm. Pisząc o dwóch sposobach postrzegania miałem na myśli fakt, iż Prawo i Sprawiedliwość pomimo swoich postulatów o konieczności zreformowania UE, nic nie robi w tym kierunku, a także ochoczo wprowadza prawie wszystkie prawa płynące z Brukseli. Pomijając wypowiedzi Prezydenta Andrzeja Dudy o „(…)wyimaginowanej wspólnocie, z której dla Polski niewiele wynika” oraz słynne już słowa poseł Krystyny Pawłowicz o „unijnej szmacie”, partia rządząca nie zrobiła praktycznie nic, aby zatrzymać tzw. „tęczowe piątki” w polskich szkołach lub  przeciwdziałać homopropagandzie płynącej z zachodu. Dość wspomnieć, iż w Telewizji Publicznej zarządzanej przez Jacka Kurskiego w jednym z seriali o kilkumilionowej oglądalności występuje wątek pary homoseksualnej opiekującej się dzieckiem. Ponadto, na jednej z konwencji PIS-u prezes Jarosław Kaczyński podpisał jak i również nakłaniał innych liderów politycznych do podpisania deklaracji mówiącej o tym, iż Polska nie przystąpi do strefy Euro do czasu, kiedy nasza gospodarka nie osiągnie podobnego poziomu co kraje zachodnie. Według wielu ekonomistów tylko silna, polska waluta gwarantuje bezpieczeństwo naszemu krajowi, jak również uodparnia nas na ewentualne kryzysy w strefie euro. Mamy przecież przykłady wielu państw unijnych, takich jak Hiszpania czy Słowacja które po przyjęciu europejskiej waluty przeżyły kryzys, a jedynymi państwami, które skorzystały na tejże wprowadzeniu tam Euro były Niemcy, a  w przypadku Słowacji również Polska, ponieważ nasi sąsiedzi przyjeżdżali do naszego kraju w celu zrobieniu zakupów, ponieważ bardziej im się to opłacało. Nie ma więc jasnej deklaracji ze strony partii rządzącej o nieprzyjęciu euro, a decyzja ta jest tylko odwleczona w czasie.  Właśnie dlatego uważam, że PiS zaliczyć można do grona umiarkowanych euroentuzjastów, w przeciwieństwie do zagorzałych zwolenników UE, do których należy KE, SLD, Wiosna Roberta Biedronia. Partie te z całych sił popierają Unię Europejską i za wszelką cenę, a Grzegorz Schetyna na jednym ze swoich wystąpień w Helsinkach raczył był stwierdzić, iż „(…)Polska przyjmie euro, jeżeli tylko odsuniemy od władzy populistów”. W tym miejscu warto również przypomnieć jak wiernopoddańcze stosunku łączyły nas z Brukselą za rządów PO, co objawiało się w wielu niekorzystnych decyzjach, m.in. wyprzedaży polskich stoczni, na których skorzystał tylko jeden kraj. Ponadto, warto sobie zadań pytanie, czy przez osiem lat premierowania Donalda Tuska zapadła decyzja, która by nie było korzystna dla Niemiec? Dość wspomnieć tutaj o różnego rodzaju prywatyzacjach, zrobienia gruntu pod niemieckie media oraz ogół praw narzuconych nam z zachodu.  Wiele osób ze środowiska obecnej opozycji chełpi się tym, że Donald Tusk jest przewodniczącym Rady Europejskiej, jednak starając się być uczciwym, nie potrafię znaleźć żadnych decyzji z jego strony, które by poprawiły sytuację naszego kraju. Idąc dalej, Wiosna Roberta Biedronia podobnie jak partie lewicowe również jawią się jacy zwolennicy UE, czemu trudno się dziwić, ponieważ jej obecny kształt przerodził się w  jak to rzekł mawiać Robert Winnicki „rowerek, którego kierownica skierowana jest tylko w lewą stronę”. Natomiast lider PSL-u Władysław Kosiniak-Kamysz na jednej z konwencji przebił wszystkich w pokazywaniu swojej miłości do UE i jak to w jego zwyczaju zaapelował o wpisanie członkostwa UE do polskiej konstytucji. Widocznie PSL przypomniał sobie czasy słusznie minione, gdyż w roku 1976 wpisano do konstytucji zapis o przyjaźni z ZSRR. Ugrupowaniem, które ciężko mi zaliczyć do któregokolwiek sposobu postrzegania Unii jest Ruch Kukiz’15, ponieważ podobnie jak PIS głosi on postulat o konieczności reformowania Wspólnoty, jednak z racji dosyć różnorodnego światopoglądu jego członków, trudno cokolwiek stwierdzić jednoznacznie. Ostatnim sposobem postrzegania Unii Europejskiej w Polsce jest eurosceptycyzm, a ściślej rzecz ujmując uniosceptycyzm reprezentowany przez Konfederację Korwin Braun Liroy Narodowcy. Pisząc o uniosceptycyzmie miałem na myśli fakt, iż większość osób z tegoż środowiska nie kwestionuje naszej przynależności do Europy, lecz do biurokratycznych struktur unijnych. Wiele osób z tejże koalicji prezentuje dosyć radykalny punkt widzenia, ponieważ nie widzą oni szansy zreformowania Wspólnoty Brukselskiej i wprost domagają się Polexitu. Wiceprezes Ruchu Narodowego Krzysztof Bosak w roku 2012 mówił o braku możliwości naprawy struktur unijnych, a także już wtedy podkreślał iż „(…)unia postanowiła zajmować się wszystkim; polityką społeczną, prawem pracy, ideologią i forsowaniem różnych rozwiązań w państwach”. Członkowie Konfederacji zaznaczają przy tym dalekie odejście od pierwotnej koncepcji, na której opierała się UE czyli wartości i tradycji chrześcijańskich oraz sprzeczne z interesami polskimi interesy państw tzw. starej unii, a także nie godzą się na propagowanie skrajnie lewicowego przez nią światopoglądu i odejścia od tożsamości narodowej.
            Podsumowując, bilans zysków i strat związanych z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej jest według mnie średnio korzystny. Owszem, dzięki niej nasz kraj rozwinął się pod wieloma względami, jednak ten progres przyczynił się również do wzrostu gigantów europejskich takich jak Francja czy Niemcy. Pierwotna koncepcja tejże wspólnoty, w której rządzi prawo rzymskie, religia chrześcijańska i filozofia grecka przeobraziła się w skrajnie lewicowy system narzucający Krajom Członkowskim różnego rodzaju prawa i światopogląd oraz pozbawiła je w sposób znaczący możliwości decydowania, czyli krótko mówiąc- suwerenności.  Mitem jest również przekonanie o gwarancji bezpieczeństwa, jakie płynie z bycia członkiem Wspólnoty, ponieważ UE nie posiada własnej armii, a jak mogliśmy się przekonać na przykładzie budowy Gazociągu Nord Stream II między Rosją a Niemcami, na próżno w niej szukać solidarności.


Jeżeli doceniasz moją pracę, możesz mnie wesprzeć:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Izraelska firma za 1 mld zł buduje największy w Polsce i drugi w Europie park wodny!